Okolice Xai-Xai
Mozambik to raj dla nurków. Zwabieni fenomenalnymi miejscówkami liczyliśmy na podwodne spotkania z dużym zwierzem. Tak więc na kilka dni wpadliśmy do Vilanculos, a później posiedzieliśmy trochę w Tofo. Trudno być sytym po kilkunastu zaledwie nurkowaniach ale trzeba było ruszać dalej. Kolejnym przystankiem w podróży miał już być Park Narodowy Krugera w RPA. To daleko, więc nie braliśmy więc pod uwagę przejechania tego odcinka w jeden dzień, a poza tym po wcześniejszych przygodach w trasie nie byliśmy już takimi optymistami co do dziennego urobku kilometrów. Zresztą co tu dużo mówić – wybrzeże Mozambiku jest naprawdę piękne i nie warto gnać bez opamiętania. Nocleg zaplanowaliśmy gdzieś w okolicy Xai-Xai, gdzie znaleźliśmy położony na uboczu camping w Praia do Chongoene. Obiekt prowadzony był przez sympatyczną parę z RPA, która podrzuciła nam oni pomysł krótkiej wycieczki do opuszczonego hotelu. Porównywali go do Titanica, opisywali jako czołówkę światową w swojej epoce więc z ciekawości poszliśmy. Po kilku kilometrach spaceru piaszczystą drogą wzdłuż oceanu dotarliśmy na miejsce.
Nawiedzony hotel
Budynek robi wrażenie. Przede wszystkim jego położenie pomiędzy brzegiem oceanu a pasmem wydm. Krajobrazu dopełnia pusty olimpijski basen z trampoliną i rząd pięknych palm wzdłuż plaży. Odchylając jakieś spróchniałe deski zasłaniające drzwi weszliśmy do środka. Znaleźliśmy się w hotelu o ponad stu pokojach, z wielkimi salami balowymi, jadalniami, barami itd. Otaczały nas walające się resztki sprzętów których z jakiegoś powodu nie rozkradziono, szczątkowe ornamentacje i kute kraty z morskimi motywami. Wszystko to zapomniane i opuszczone tworzyło przygnębiający i surrealistyczny klimat.
Stosunkowo niewiele o tym hotelu można się dowiedzieć z mediów, polegamy więc częściowo na informacjach naszych gospodarzy. Obiekt wybudowany został w czasach gdy Mozambik był kolonią portugalską, a jego właścicielem prawdopodobnie był ktoś o nazwisku D’Oliveira. Budynek opuszczony został pod koniec wojny o niepodległość w 1975 po niesławnym dekrecie 20/24 który nakazywał Portugalczykom opuszczenie kraju w ciągu 24 godzin z bagażem maksymalnie 20 kg.
Do dzisiaj mieszkańcy Mozambiku niechętnie zamieszkują budynki po Portugalczykach i podobno to dlatego „nawiedzony hotel” nie jest zajęty przez dzikich lokatorów. Jednak krążą plotki że jakaś spółka z RPA chce zainwestować w ten obiekt i przywrócić mu dawny wygląd. Póki co, nie dzieje się tam nic, choć przyznać należy że potencjał jest niczego sobie.
Jednak przymykając oczy można spróbować sobie wyobrazić tańczące eleganckie pary i kelnerów dyskretnie krążących po salach z tacami pełnymi kieliszków szampana. To miejsce do dziś robi wrażenie, więc jak musiało to wyglądać 45 lat temu…

Nawiedzony hotel
Jednak historia tego miejsca nie jest do końca taka kolorowa. Podobno po wspomnianym wyżej dekrecie 20/24 kilku Portugalczyków, którzy nie zdołali opuścić Mozambiku w wyznaczonym czasie, postanowiło się ukryć w opuszczonym hotelu. Po jakimś czasie zostali odkryci przez wojsko i zamordowani. Nie wiadomo jednak ani ilu ich było ani jak długo się tam ukrywali. Do dzisiaj podobno spacerują po korytarzach. Jeśli ktoś ma bujniejszą wyobraźnię niż my to może faktycznie powinien się tam bać
Nie ważne czy wierzycie w duchy czy nie jest to miejsce warte odwiedzenia jeśli tylko będziecie w okolicy.