Żartują że potrafią kupić coś od Żyda, sprzedać Szkotowi i nieźle przy tym zarobić. Musi być w tym sporo prawdy skoro Mennonici zdołali się osiedlić w niegościnnym Gran Chaco i tak dobrze tu prosperować. Zatrzymaliśmy się w paragwajskim miasteczku Filadelfia by lepiej poznać ich historię, bo jest bardzo ciekawa…
Mennonici – początki w Europie
Pochodzą z terenów Szwajcarii, Niemiec i Holandii ale w Europie stali się wyrzutkami. Procesy reformacyjne w szesnastowiecznym kościele sprawiły że i oni zagrali swoją kartą. Chcieli swojej własnej doktryny wiary, nie chcieli używać broni i służyć w armii, chcieli żyć z uczciwej prostej pracy odrzucając do pewnego stopnia postęp cywilizacji. Nie udało się i szybko ulegli prześladowaniom. Opuścili więc rodzimą ziemię i przybyli do Prus – na tereny dzisiejszej Polski. Przyjęto ich pod warunkiem, że pomogą zirygować i osuszyć Żuławy Wiślane. Tak zrobili, korzystając ze swoich holenderskich doświadczeń. Potem jednak przyszła wojna, odrodziła się Polska i niemieckojęzyczna ludność musiała opuścić dawne Prusy. Znowu nie było dla nich miejsca i przenieśli się na Ukrainę. Też się nie udało bo najpierw rewolucja bolszewicka, a następnie wujaszek Stalin dały im popalić. Inna religia, brak integracji społecznej i nadzwyczajna zaradność gospodarcza kłuły w oczy. Syberia, praca w gułagach, a potem nawet eksterminacje odbiły mocne piętno na ich społeczności.
Z Rosji do Paragwaju
Wybłagali u Stalina możliwość opuszczenia Rosji. Zgodził się. Z paszportami opatrzonymi wpisem „narodowość nieznana” i bez grosza przy duszy wsiadali do pociągów jadących na zachód. Część pojechała, ale Stalin w międzyczasie się rozmyślił. Granice zamknięto i wiele rodzin rozdzielono na zawsze. Szukają się po świecie do dziś. Z rusko-polskiej historii pozostał im tradycyjny biały barszcz. Niektórzy z nich wreszcie znaleźli swoją ziemię: niepotrzebne nikomu i niegościnne Gran Chaco. Upał, pylista gleba, słona woda, kolczasta roślinność. Z dala od czegokolwiek. Dali radę i są dziś ekonomiczną potęgą w Paragwaju do której kleją się Latynosi i prosta lokalna ludność.
Konserwatyzm vs nowoczesność
Mennonici wciąż jednak stanowią zamkniętą społeczność gdzie liczy się kultura. Kościół wprawdzie zszedł na drugi plan ale dalej stanowi dla nich bardzo ważny element integracyjny. Naturalnie część prowadzi zwykłe w naszym rozumieniu życie i korzysta z nowoczesnych technologii. Mają auta, iphony i profesjonalny sprzęt rolniczy światowej klasy. Są jednak też inne kolonie gdzie żyją ci bardziej konserwatywni, którzy pozostali przy ogrodniczkach, kraciastych koszulach i ręcznych pługach. Pracują od świtu i wciąż nabożnie żegnają się przed tradycyjnym, prostym posiłkiem.

Zaradność i praca
Mennonici to urodzeni farmerzy. Orzeszki ziemne i najwyższej jakości wołowina to podstawowe towary eksportowe. Wołowina produkowana wg żelaznej zasady: maksymalnie jedna krowa na hektar ziemi (w Europie to zupełnie niemożliwe)! Wołowina nie byle jaka, bo lepsza niż argentyńska, ale znacznie mniej od niej popularna. Mimo wszystko można jej nieświadomie skosztować, bo jak nam mówią Rosja importuje najlepsze mięso, po czym je mieli i używa jako nadzienia do eksportowanych na Europę pierożków pielmieni. Pytanie czy aby ich to nie irytuje jest chyba zbędne…
I jeszcze ciekawostka. Mennonici w ograniczonym stopniu używają pieniądza. Kasą i handlem zajmuje się coś w rodzaju menonickiej spółdzielni – stowarzyszenia. To co wyprodukuje dana rodzina jest skupowane ale odnotowuje się tylko wartości na koncie, zwykle bez żadnej gotówki. Potem spółdzielnia eksportuje, przetwarza i co nieco sprzedaje w swoich sklepach. Tam rodzina przychodzi coś kupić, podaje nazwisko i odpowiednie kwoty są potrącane z konta. Sklepy to jednak nie wszystko: są menonickie warsztaty samochodowe, mennonickie stacje paliw, mennonicka służba zdrowia. Tak to działa od niemal stu lat. Jeśli ktoś więc myśli że wirtualny pieniądz wymyślono w USA to pewnie ma rację. Tyle tylko że najpewniej zrobili to mennonici których jest tam znacznie więcej niż tu.
Zostaliśmy dłużej niż myśleliśmy. Skromnych mennonitów ujęło nasze równie skromne życie w aucie. Okazali się być gościnni i chętnie opowiadali o sobie. A my korzystając z okazji zajadaliśmy się wołową menonicką kiełbasą, masłem orzechowym i tradycyjnym chlebem.